" Gdy pod koniec lat czterdziestych Flaherty powrócił na Aran, przyjęto go dość chłodno. Niektórzy dawni przyjaciele przyszli powitać go na molo, inni zamknęli mu drzwi przed nosem. Z pewnością to nieporozumienie sprawiło mu przykrość, toteż nie został tam długo. Po Luissiana Story, swym arcydziele (film został sfinansowany przez jakąś spółkę naftową i chociaż cieszył się powodzeniem, nie przyniósł mu zysku), zerwał z kinem i zmarł trzy lata póżniej, w 1951 roku..."
" Ojciec dorzucił torfu do ognia i powiedział: - myślę, że on był całkiem uczciwy, ale jego też okantowano. W każdym razie umieścił te wyspy na mapie Europy; przedtem nikt nie wiedział o naszym istnieniu."
...będę wracać do Dziennika...chcę napisać jeszcze o kobietach na wyspach i...kościele...
...30,54 km2 skalistej powierzni i...500 osób,12 tyś km murków, jeden policjant, jeden radiowóz, jeden bank, brak słodkiej wody,wełniane Arany, a cappella w języku gaelickim, 15 ton ziemniaka z hektara bez maszyn i najmniejszy kościół świata...to wszystko, tu...na Inishmore.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz