czwartek, 25 listopada 2010
"Kto przygarnie konia"
Źródło: Gazeta Wyborcza
2010-11-25 Bartosz T. Wieliński
Po Irlandii błąka się 20 tysięcy porzuconych koni. To ofiary kryzysu gospodarczego, który nawiedził wyspę. Większość nie przeżyje zimy
- Jeśli jesteś zainteresowany przygarnięciem konia, zostaw numer telefonu. Skontaktujemy się tak szybko, jak to możliwe - mówi automatyczna sekretarka w oddziale irlandzkiego towarzystwa opieki nad zwierzętami ISPCA w Mallow w hrabstwie Cork. Zastać kogokolwiek w biurze jest niezwykle trudno. Pracownicy są w terenie, łapią konie wałęsające się na poboczach autostrad czy po łąkach.
- Gdy dzwoni telefon, wiem, że nie chodzi o psa ani o kota, którego trzeba uratować. Ludzie zgłaszają kolejnego bezpańskiego konia - mówi Conor Dowling, szef towarzystwa.Gazeta Biznes: Błąkające się żałośnie bezpańskie zwierzęta to dowód, jak głęboki kryzys dotknął Irlandię.
Gdy kilka lat temu mówiono o wyspie, że jest "zielonym tygrysem", nowobogaccy Irlandczycy kupowali konie na potęgę. Zwierzęta te traktuje się tam jako symbol statusu społecznego, nigdzie indziej w Europie jeździectwo nie jest tak popularne. Konie były świetnym dodatkiem do nowego domu pod miastem.
Ale gdy pod koniec 2008 r. na fali światowego kryzysu załamała się irlandzka gospodarka, a kraj stanął na progu bankructwa i zapanowało rekordowe 13-proc. bezrobocie - Irlandczycy musieli zrezygnować z luksusów. Teraz na wyspie stoi ponad 30 tys. pustostanów, a drogi i bezdroża przemierza 20 tys. koni. Właściciele nie byli w stanie ich utrzymać, więc po prostu puścili je wolno.
O tym, jak podupadł prestiż konia na wyspie, świadczą ceny. Przed kryzysem za zwierzę trzeba było zapłacić co najmniej 4 tys. euro, dziś konia można kupić za 50 euro albo wymienić za telefon komórkowy.
Na konie z renomowanych irlandzkich stajni, które przed kryzysem sprzedawano za milion euro, nie ma chętnych. Mówi się nawet, że w obliczu plajt hodowli niesprzedane źrebaki trzeba będzie zastrzelić, bo nie ma pieniędzy na ich utrzymanie. W rzeźni koni w Kilkenny tylko w zeszłym roku zaszlachtowano 3 tys. zwierząt, kilka razy więcej niż w poprzednich latach.
Ale pod nóż idą tylko wierzchowce z hodowli. Bezpańskie - gdy złapią je działacze ISPCA - są zwykle usypiane. Chyba że ktoś przygarnie zwierzę, co jest przypadkiem raczej rzadkim.
Bezpańskich koni jest jednak tak dużo, że towarzystwo nie daje rady zająć się wszystkimi. Wokół wysypiska śmieci w Dunsink w hrabstwie Dublin żyje co najmniej setka. Żywią się trawą, dziczeją, a władze bezradnie rozkładają ręce.
Tysiące koni żyje na opustoszałych osiedlach. Prasa pisze, że niekiedy opiekują się nimi dzieci z najuboższych dzielnic. Jeżdżą na nich okrakiem, czasami zaprzęgają do prymitywnych wózków i robią wyścigi, zajeżdżając zwierzęta. Choć to łamanie rygorystycznych przepisów o ochronie zwierząt, policja patrzy przez palce.
Najgorsze dopiero ma nadejść. Trawa o tej porze roku traci właściwości odżywcze i konie z dnia na dzień słabną, większość nie przeżyje zimy.
- To wstyd dla Irlandii, która do tej pory słynęła z miłości do koni - mówi "Guardianowi" Orla Aungier z ISPCA. Obrońcy zwierząt domagają się, by rząd przeprowadził odstrzał bezdomnych koni i w humanitarny sposób rozwiązał problem. Władze mają jednak na jgłowie inne problemy. Kilka dni temu bankrutująca Irlandia poprosiła Unię Europejską o pomoc finansową, a za kilka miesięcy mają się odbyć przyspieszone wybory.
http://wyborcza.pl/1,86703,8715986,Kto_przygarnie_konia.html
...jakież to smutne i przygnębiające i...wstydliwe dla nas LUDZI!!! Zgotowaliśmy niezły los tym biednym zwierzętom...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz