poniedziałek, 15 lutego 2010

"Dziennik irlandzki" Heinrich Böll


"Istnieje taka Irlandia: ale kto tam pojedzie i nie znajdzie jej, nie może rościć pretensji do autora."


...to ostrzeżenie, wydawać by się mogło jak najbardziej aktualne...książka napisana w 1957 roku, ale tu nie o czas chodzi...w Irlandii czas się nie liczy...tak samo...pada deszcz, wieje wiatr,smakuje scons i G. tak samo zieleni się trawa a samotność i opuszczenie znaczą...mchy i porosty...   Próbka tego ARCYDZIEŁA poniżej...



Szkielet ludzkiego osiedla

Nagle, kiedy doszliśmy do wierzchołka góry, ujrzeliśmy na najbliższym stoku szkielet opuszczonej wsi. Nikt nam o niej nie opowiadał, nikt nas nie ostrzegł; w Irlandii jest tyle opuszczonych wsi. Pokazano nam kościół, najkrótszą drogę nad morze i sklepik, w którym można zaopatrzyć się w herbatę, chleb, masło i papierosy, pokazano nam także ajencję gazetową, pocztę i mały port, gdzie podczas odpływu złowione na harpun rekiny leżą w szlamie ciemnymi grzbietami do góry, jak wywrócone łodzie, jeśli przypadkiem ostatnia fala przypływu nie odwróci ich, tak że widać białe brzuchy, z których wycięto już wątrobę - to wszystko było warte wspomnienia, ale nie opuszczona wieś: szare, jednolite kamienne szczyty domów, na które w pierwszej chwili patrzyliśmy bez perspektywicznej głębi, jak na ustawione po dyletancku kulisy do pełnego grozy filmu; wstrzymując oddech, próbowaliśmy je policzyć, jednak zrezygnowaliśmy przy czterdziestym, a było ich na pewno ze sto. Następny zakręt drogi zmienił naszą perspektywę i teraz zobaczyliśmy wieś z boku. Zdawało się, że budynki w stanie surowym czekają na cieślę: szare kamienne mury, ciemne jaskinie okien, ani kawałka drewna, ani strzępu materiału, nic barwnego, jak zwłoki bez włosów, bez oczu, bez mięsa i krwi - szkielet wsi, okrutnie wyraźny w swojej strukturze. Tamtędy biegła główna droga; na zakręcie, gdzie znajduje się mały, okrągły placyk, musiał stać szynk. Boczna uliczka i jeszcze jedna. Co nie było kamieniem, stoczyły deszcz, słońce i wiatr - i czas, którego krople cierpliwie spadają na wszystko: dwadzieścia cztery duże krople czasu na dobę; kwas, który niepostrzeżenie zżera wszystko, jak rezygnacja...
Nikt nie umiał objaśnić nas dokładnie, kiedy i dlaczego mieszkańcy opuścili tę wieś: w Irlandii jest tyle opuszczonych domów, można je liczyć podczas każdego dwugodzinnego spaceru: ten porzucono dziesięć, ten dwadzieścia, tamten pięćdziesiąt albo osiemdziesiąt lat temu, są i takie, gdzie gwoździe w deskach, którymi zabito drzwi i okna, jeszcze nie przerdzewiały, gdzie deszcz i wiatr nie mogą jeszcze wtargnąć.

Brak komentarzy:

Moja lista blogów